Archiwa tagu: Lifetimes when Jesus and Buddha knew each other

O uzdrawianiu

W rozdziale 9 w „Lifetimes when Jesus and Buddha knew each other…”, jak i w samym Kursie Cudów, możemy znaleźć fragment, w którym znajdziemy opis metody jaką stosował Jezus gdy uzdrawiał chorych. Pogrubiłem tekst, który osobiście uważam za wyjątkowy. Chodzi o to, że funkcją Nauczycieli Bożych nie jest uzdrawianie chorych, lecz przypominanie chorym o tym co już jest ich. Gdy sobie przypomą, zostaną uzdrowieni.

„Do nich przybywają nauczyciele Boży, by przedstawić inny wybór, o jakim zapomnieli. Sama obecność nauczyciela Bożego jest przypomnieniem. Jego myśli proszą o prawo zakwestionowania tego, co pacjent zaakceptował jako prawdziwe. Jako posłańcy Boży, Jego nauczyciele są symbolami zbawienia. Proszą pacjenta o przebaczenie Synowi Bożemu w jego własnym Imieniu. Oznaczają Alternatywę. Ze Słowem Bożym w swoich umysłach, przybywają błogosławiąc; nie po to, by uzdrawiać chorych, lecz by im przypomnieć o lekarstwie, jakie Bóg już im dał. To nie ich dłonie uzdrawiają. To nie ich głos mówi Słowo Boże. Oni po prostu dają to, co zostało im dane. Bardzo łagodnie wołają do swoich braci, by odwrócili się od śmierci: „postrzeż, Synu Boży, co Życie może ci ofiarować. Czy chciałbyś zamiast tego wybrać chorobę?”. Nie raz zaawansowani nauczyciele Boży zastanawiają się nad formami choroby, o jakiej jest przeświadczony ich brat. Czyniąc to, zapominają, że one wszystkie mają ten sam cel i dlatego nie są rzeczywiście różne. Oni szukają Głosu Bożego w tym bracie, który chciałby tak oszukiwać siebie samego, by być przeświadczony, że Syn Boży może cierpieć. I przypominają mu, że sam siebie nie uczynił i musi pozostawać, jakim go Bóg stworzył. Oni rozpoznają, że złudzenia nie mogą mieć skutku. Prawda w ich umysłach dociera do prawdy w umysłach ich braci tak, że złudzenia nie są wzmacniane. W ten sposób są one przynoszone do prawdy; prawda nie jest przynoszona do nich. Tak są rozwiewane, nie z woli kogoś innego, lecz poprzez zjednoczenie Jednej Woli z Sobą Samą. I to jest funkcją nauczycieli Bożych: nie widzieć żadnej woli osobną od ich własnej ani ich osobnej od Bożej”
Kurs Cudów, M-5.III.2:11-3:9 (tłumaczenie Cezary Urbański)

Poniżej jeszcze jeden świetny cytat o uzdrowieniu:

„Uzdrowienie musi zachodzić dokładnie w takiej proporcji, w jakiej rozpoznaje się bezwartościowość choroby. Trzeba tylko rzec: „nie mam z niej żadnej korzyści”, i jest się uzdrowionym. Lecz aby to powiedzieć, wpierw trzeba rozpoznać pewne fakty. Po pierwsze, jest oczywiste, że decyzje są z umysłu, a nie ciała. Jeżeli choroba jest tylko błędnym podejściem do rozwiązania problemu, to jest decyzją. A jeżeli jest decyzją, to nie podejmuje jej ciało, lecz umysł. Sprzeciw rozpoznaniu tego jest ogromny, bo istnienie świata, jakim go postrzegasz, zależy od tego, by to ciało było decydentem. Takie pojęcia jak „instynkty”, „odruchy” i im podobne, reprezentują próby wyposażenia ciała w pozaumysłowe czynniki motywujące. W rzeczywistości, takie pojęcia tylko stwierdzają lub opisują problem. Nie udzielają nań odpowiedzi.

Akceptacja choroby jako decyzji umysłu o celu, dla jakiego używałby ciała, jest podstawą uzdrowienia. I tak jest dla wszystkich form uzdrowienia. Pacjent decyduje, że tak jest, i zdrowieje. Jeżeli opowie się przeciw uzdrowieniu, nie zostanie uzdrowiony. Kto jest lekarzem? Jedynie umysł samego pacjenta. Wynik jest tym, czym zdecyduje, że ma być. Zdają mu się służyć szczególne środki, lecz one tylko nadają formę jego własnemu wyborowi. Wybiera je po to, by nadać namacalną formę swoim pragnieniom. I to czynią, i nic innego. W rzeczywistości w ogóle nie są potrzebne. Pacjent mógłby po prostu wstać bez ich pomocy, i powiedzieć: „nie mam dla nich użytku”. Nie ma takiej formy choroby, która nie mogłaby być od razu wyleczona.

Jaki jest pojedynczy wymóg dla tego zwrotu w postrzeganiu? To po prostu ten: rozpoznanie, że choroba jest z umysłu i nie ma nic wspólnego z ciałem. Ile „kosztuje” to rozpoznanie? Kosztuje cały świat, jaki widzisz, bo świat już nigdy nie będzie zdawał się rządzić umysłem. Bo wraz z tym rozpoznaniem odpowiedzialność zostaje umieszczona tam, gdzie jej miejsce; nie na świecie, lecz na tym, kto patrzy na świat i widzi go takim, jaki nie jest. Patrzy na to, co postanawia widzieć. Nie mniej, nie więcej. Świat niczego mu nie czyni. Tylko on myślał, że czynił. Ani też on nie czyni niczego światu, bo mylił się co do tego, czym jest. W tym jest zarówno wyzwolenie od winy, jak i choroby, bo są jednym. Lecz aby zaakceptować to wyzwolenie, brak znaczenia ciała musi być ideą możliwą do przyjęcia”

Kurs Cudów, Podręcznik dla Nauczycieli (punkt 5), tłumaczenie Cezary Urbański

Fragment tłumaczenia nowej książki Garego Renarda

Cześć,
Trwają pracę nad tłumaczeniem nowej książki Garego  „The Lifetimes when Jesus and Buddha knew each other: A history of Mighty Companions”.  Poniżej prezentujemy krótki fragment:

GARY: Czekaj, szybkie pytanie zanim pójdziemy dalej. W ilu inkarnacjach J i Budda się znali?
PURSAH: Było ich około czterdziestu. Wspomnimy tylko o siedmiu najważniejszych.
GARY: Czterdzieści? No to trochę tego było, prawda?
ARTEN: To nie jest dużo. Są osoby które znałeś setki razy na przestrzeni tysięcy lat twoich wszystkich inkarnacji. J i Budda nie mieli tak dużo żyć jak ty, ponieważ ich nie potrzebowali, również powodem dla którego ich relacje są dla ciebie tak ważne jest to że znali dużo sławnych osób, będących równocześnie mistrzami. Jest dobry powód ku temu. Pamiętaj że nie wierzyli w sen tak bardzo jak inni. Dlatego byli gotowi aby być z ludźmi którzy sami byli gotowi ich uczyć.
GARY: Więc to jest tak, że gdy uczeń jest gotowy, mistrz sam się pojawi?
ARTEN: Tak, i w drugą stronę tak samo
PURSAH: W Chinach w tamtych czasach, życie było bardziej różnorodne niż myślisz, częściowo dlatego Chiny są tak wielkie. Rzeczy, o których czytasz w książkach do historii, są tylko jej małą częścią i nie ma sensu się w to wgłębiać. Dla naszych celów ważna jest prawda i używanie jej aby przebudzić się ze snu.
Od teraz, gdy będziemy mówić o Buddzie, czasami będziemy mówić na niego po prostu B. A imiona J i B, w tamtych czasach to Shao Li, która była kobietą i Wosan – mężczyzna. Byli sąsiadami, którzy razem posiadali zdolności jasnowidzenia. To nie była szczęśliwa okoliczność dla ich rodzin, które martwiły się, że dzieci będą odbierane jako inne, wyśmiewane albo jeszcze coś gorszego. Jednak nastawienie rodziców zmieniło się, gdy wieść o niezwykłych dzieciach rozeszła się i bogate rodziny chciały zasięgnąć u nich rady. Rodziny chciały płacić w złocie, a rodzice którzy byli biedni nie chcieli odrzucać takiej okazji. Dzieci mówiły rodzinom takie rzeczy o których nie miały prawa wiedzieć więc wszyscy wierzyli w ich umiejętności. Później Shao Li i Wosan mówili im co powinni uczynić, żeby otrzymać to co chcą.
GARY: Więc Shao Li to był później J, a Wosan to późniejszy B?
PURSAH: Tak. Ludzie nie zmienili się za bardzo od dwóch tysięcy sześćset lat, tylko sceneria. To co chcieli ci którzy pytali dzieci to pieniądze, sukces, sława i specjalna miłość. I dzieci było całkiem dobre w doradzaniu o tych rzeczach. Gdyby chcieli, Shao Li i Wosan byliby ustawieni do końca ich życia.
Ale to nie jest koniec historii. Nasza dwójka była przyjaciółmi w dzieciństwie, a gdy byli nastolatkami zakochali się w sobie. Chcieli też czegoś więcej niż życie które wiedli dotychczas. Ich rodzice byli względnie szczęśliwi, ale nie oni. Wiedzieli że jest coś więcej i to znacznie więcej: do nauczenia, doświadczenia i że jest coś ważniejszego niż to co świat fizyczny ma do zaoferowania. Planowali swoją ucieczkę od miesięcy i pewnej nocy wzięli co mogli ze sobą łącznie ze złotem i uciekli daleko.
Nasza para wzięła ślub ale nie osiadła nigdzie. Na początku byli jak ryba wyciągnięta z wody, stawiali niepewne kroki i starali się wtopić w miasto w którym właśnie przebywali. Po roku czasu, usłyszeli o nauczycielu, tym który zna „sekret życia” i który mógłby poprowadzić ich do oświecenia. Shao Li i Wosan zaczęli być bardzo podekscytowani. Ich wysoko rozwinięta intuicja mówiła im, że powinni iść do tego człowieka i się od niego uczyć.
Tym człowiekiem był Lao-tzu. Większość nauczycieli i tradycji nie akceptowało kobiet w tamtych czasach, ale Lao-tzu był inny. Wziął nowo przybyłą parę na bok i porozmawiał z nimi. Powiedział im że aby za nim podążać, muszą oddać wszystkie ziemskie rzeczy jakie posiadają i wyzbyć się przywiązań do starych przekonań i ewentualnie wyzbyć się pożądania. Ale czy byli gotowi na taki rodzaj życia?
Tak byli. Ufali swojej wrodzonej mądrości, ale nie wiedzieli czy to będzie ścieżka, którą będą podążać przez całe życie. Chociaż Lao-tzu wymagał dyscypliny, Shao Li i Wosan eksperymentowali, chcąc sprawdzić czy to jest rzeczywiście to czego chcą. Spędzili już dużo czasu czując się nieszczęśliwymi i nie chcieli tego powtarzać. Więc gdyby z Lao-tzu nie wyszło, poszliby dalej. Pokazali trochę zaangażowania oddając złoto które posiadali żebrzącym na ulicy. Brali niektórych żebraków na bok i oddawali pewne ilości złota, żeby nie robić publicznych scen.
ARTEN: Zajęło trochę czasu zanim przywykli do bycia ascetami. Jeśli ktoś jest przyzwyczajony do regularnego jedzenia, głód potrafi być bardzo duży za pierwszym razem. Na początku Shao Li i Wosan tęsknili za obfitością, smacznym jedzeniem jak i innym komfortami, z które byliby w stanie zapłacić. Jednak mistrz powiedział im wiele na temat natury świata, który wedle tego co mówił był całkowicie iluzoryczny. Mówił wprost że świat był następstwem podstępu ego.”