Co robić, gdy brat prosi nas o coś „oburzającego”?

Z cyklu ludzie pytają, Ken Wapnick odpowiada.

Pytanie #541: Mam problem z rozdziałem 12, sekcja III, Inwestycja w rzeczywistość. Jezus mówi, że jeśli ktoś prosi o coś „oburzającego”, powinniśmy to zrobić, bo to nie ma znaczenia. Budzi to mój wielki strach, ponieważ przez całe życie nie potrafiłam odmówić, a to jest coś, co muszę zrobić dla własnego zdrowia psychicznego. Myślałam, że nie obowiązują nas żadne prawa poza Bożymi i że On nigdy niczego nie żąda. To wygląda dla mnie jak żądanie. To sprawia, że czuję się jakbym była pod czyjąś kontrolą, jeśli ktoś ma ochotę poprosić mnie o coś i może rozzłościć się, jeśli tego nie zrobię. Muszę to źle interpretować, ponieważ wywołuje to we mnie lęk w przeciwieństwie do reszty Kursu cudów. Jak Bóg mógłby oczekiwać, że będziemy się tak kłaniać cudzym życzeniom. Czy to nie jest sprzeczne z całą resztą?

Odpowiedź: Twoje zdezorientowanie tym fragmentem jest powszechne wśród studentów Kursu, ponieważ nasze silne ego ma skłonność do mylenia formy z treścią. Bądź pewna, że Jezus nigdy nie mówi o zachowaniu, lecz jedynie o naszych podstawowych myślach i postawach. Spójrzmy na to zdanie w szerszym kontekście:

Rozpoznaj, co nie ma znaczenia, a jeśli twoi bracia poproszą cię o coś 'oburzającego’, zrób to, bo nie ma to znaczenia. Odmów, a twój sprzeciw ustanawia, że ma to dla ciebie znaczenie. Dlatego tylko ty uczyniłeś prośbę oburzającą, a każda prośba brata kierowana jest do ciebie. Dlaczego więc upierasz się, by mu odmówić? Bo to jest zaprzeczenie sobie i zubożenie was obu. On prosi o zbawienie, tak jak ty. Ubóstwo jest z ego, a nigdy z Boga. Nie można stawiać „oburzających” żądań temu, kto rozpoznaje, co jest cenne i nie chce przyjąć niczego innego.

Zbawienie jest dla umysłu i jest osiągane przez pokój. Jest to jedyna rzecz, która może być zbawiona i jedyny sposób na jej zbawienie. Każda odpowiedź inna niż miłość wynika z mylenia kwestii 'co’ i 'jak’ zbawienia, a to jest jedyna odpowiedź” (T.12.III.4:1,2,3,4,5,6,7,8; 5:1,2,3).

W tym konkretnym fragmencie nasza tendencja skupia się na części wypowiedzi „zrób to”, chociaż słowa, które Jezus podkreśla, wskazane kursywą, dotyczą naszej interpretacji prośby i naszej motywacji. Jego uwaga skupia się nie na „zrób to”, ale na „bo to nie ma znaczenia”.

Jezus prosi nas o przyjrzenie się naszemu oporowi wobec prośby brata. Jeśli jesteśmy przy zdrowych zmysłach, usłyszymy prawdziwą prośbę, która kryje się pod konkretnymi słowami i będziemy gotowi odpowiedzieć, ponieważ, mówiąc słowami tego fragmentu, „on prosi o zbawienie”. Nasza odpowiedź może, ale nie musi mieć formy tego, o co on prosi – nieodmawianie prośbie naszego brata nie oznacza, że robimy dokładnie to, o co on prosi behawioralnie. Ale nasza postawa nie będzie oporem czy odrzuceniem, ale otwartością na odpowiedź tym, o co on naprawdę prosi – miłością, o której nie wie, że jest jego.

Jezus wiedział, że źle zinterpretujemy ten fragment przez nasze ego pomieszanie formy i treści, dlatego kilka rozdziałów później dodaje wyjaśnienie:

Powiedziałem, że jeśli brat poprosi cię o głupią rzecz, to ją wykonaj. Bądź jednak pewien, że nie oznacza to zrobienia głupiej rzeczy, która mogłaby zaszkodzić albo jemu, albo tobie, bo to, co zaszkodzi jednemu, zaszkodzi drugiemu. Głupie prośby są głupie tylko dlatego, że są sprzeczne, ponieważ zawsze zawierają jakiś element wyjątkowości. Tylko Duch Święty rozpoznaje głupie potrzeby tak samo jak prawdziwe. I On nauczy cię, jak zaspokoić obie bez utraty żadnej z nich” (T.16.I.6:4,5,6,7,8).

Po raz kolejny Jezus przenosi punkt ciężkości z konkretnego zachowania na podstawową treść i prosi nas o zwrócenie się do Ducha Świętego o pomoc, ponieważ nasza własna interpretacja odbierze prośbę naszego brata jako atak, a nie jako wezwanie do miłości. Dlatego musimy najpierw poprosić o pomoc dla siebie, zanim będziemy mogli odpowiedzieć na prawdziwą prośbę naszego brata. Tak długo, jak widzimy siebie jako ograniczonych i bezbronnych, będziemy postrzegać prośbę naszego brata jako nieuzasadnione żądanie wobec nas i nieuchronnie będziemy reagować defensywnie, tak jakbyśmy mogli być pomniejszeni przez żądania naszego brata. Jeśli jednak jesteśmy przy zdrowych zmysłach, będziemy w stanie usłyszeć prośbę naszego brata taką, jaką ona naprawdę jest – bojaźliwym wołaniem o miłość od kogoś, kto nie wierzy, że zasługuje na miłość. I będziemy wiedzieli, że jedyną odpowiedzią, której się domaga, jest miłość (T.12.I.3,4,5), której nie jesteśmy źródłem.

Poprzez naszą gotowość do bycia kanałem dla miłości, do której On wzywa, mówimy, że jesteśmy gotowi sami doświadczyć tej miłości. Dlatego, jak mówi Jezus we wcześniejszym fragmencie, odmówić prośbie brata to zubożyć także siebie. Gniew i opór, który czujesz, są wskazówkami, że ego jest twoim przewodnikiem. Tak więc, podczas gdy czujesz, że możesz potrzebować zachować granice, aby chronić siebie, Jezus mówi, że nadal jest możliwe odpowiedzieć na podstawową prośbę twojego brata o miłość. Jezus bowiem nigdy nie prosiłby nas o zrobienie czegoś, co według nas mogłoby nas zranić – to my zawsze wymagamy tego od siebie.

Ken Wapnick – Pytania i odpowiedzi

Z cyklu ludzie pytają, Ken Wapnick odpowiadał.

Pyt. #281: Moje pytanie dotyczy odpowiedzialności. Rozumiem, że jestem odpowiedzialny za to, co myślę, i że wybierając w zgodzie z ego, urzeczywistniam świat. W tekście Kursu Cudów, rozdział 5, sekcja V, Wykorzystanie winy przez Ego, akapit 7: „Wina jest nieunikniona dla tych, którzy wierzą, że zarządzają swoimi myślami… To sprawia, że czują się odpowiedzialni za swoje błędy, nie rozpoznając, że przyjmując tę odpowiedzialność, reagują nieodpowiedzialnie”. Proszę o wyjaśnienie.

Po drugie, co do tworzenia świata… Rozumiem, pojęcia czynić świat rzeczywistym, czy błąd rzeczywistym, ale dosłowne tworzenie świata fizycznego jest trudne do ogarnięcia doświadczalnie. Jeśli jestem zdenerwowany, że jakiś inny samochód uderzył w mój samochód w wypadku, to czy jestem odpowiedzialny za urzeczywistnienie tego przez zdenerwowanie, czy też jestem odpowiedzialny za urzeczywistnienie wypadku, żebym miał na co zwalić swój gniew. Dla wyjaśnienia, wychodzę i znajduję pretekst do bycia zdenerwowanym, lub dosłownie sprawiam, że pretekst się zdarza. Czy to ja spowodowałem, że ten samochód uderzył w mój samochód, czy po prostu używam tego zdarzenia jako wymówki, aby być zdenerwowanym, zamiast wybrać spokój, patrząc na cały wypadek z Duchem Świętym.

Odp.: Aby zrozumieć odpowiedzialność w rozumieniu Kursu Cudów, trzeba najpierw zrozumieć, do kogo Kurs się zwraca. Jezus nigdy nie mówi do jaźni, za którą się uważamy, tej żyjącej w świecie. To „ja” nie ma mocy, by cokolwiek zrobić, ponieważ jest tylko efektem myśli w umyśle. I to właśnie do umysłu skierowany jest Kurs. Właśnie tego rozróżnienia Jezus dokonuje we wczesnym fragmencie tekstu, kiedy w kontekście naszej nauki uzdrawiania naszej percepcji i ostatecznego uświadomienia sobie, że „wszelka percepcja jest niepotrzebna”, zauważa: „Możesz zapytać, jak to jest możliwe, dopóki wydaje ci się, że żyjesz na tym świecie. To jest rozsądne pytanie. Musisz jednak uważać, by naprawdę je zrozumieć. Kim jest ten „ty”, który żyje w tym świecie?” (T.4.II.11:3,5,6,7,8;). Ponieważ, jak Kurs stwierdza wielokrotnie w Lekcji 132, „nie ma żadnego świata” (W.pI.132.5:1,6:2,7:1,10:3,13:1), nie może istnieć żadne „ty”, które żyje w tym świecie. Istnieje tylko umysł, w którym zawarty jest świat pozorny. Doświadczamy tego, kiedy budzimy się z sennego marzenia i rozpoznajemy, że zdawał się istnieć kompletny świat, w którym poruszaliśmy się i działaliśmy, a jednak zarówno świat, jak i jaźń, za którą uważaliśmy się podczas snu, pozostawały całkowicie wewnątrz śniącego umysłu.

Aby zrozumieć naukę Kursu na temat odpowiedzialności, ważne jest, aby pozwolić na zmianę w naszym postrzeganiu tego, kim jest to odpowiedzialne „ja” – jest to umysł, a nie ciało. Na początku możemy to rozumieć tylko intelektualnie, ale pomocne jest, by przynajmniej chcieć zacząć od tego. A zatem, rozważając cytowane przez Ciebie wersy Kursu: W tym konkretnym akapicie Jezus używa słowa odpowiedzialny, a w znaczeniu ego – winny. Wierzymy, że naprawdę możemy myśleć poza Bogiem i porządkować nasze myśli niezależnie od Niego, a następnie przyjmujemy odpowiedzialność lub winę za to, że to zrobiliśmy, nigdy nie kwestionując prawdziwości naszej wiary, że możemy oddzielić się od Boga. I sami, bez Bożej pomocy, nie możemy uciec od strasznego ciężaru tej odpowiedzialności, ponieważ nie możemy sami zakwestionować jej realności. I tak przyjęcie odpowiedzialności za grzech jest akceptacją kłamstw ego, a tym samym działaniem nieodpowiedzialnym. Jezus nie prosi nas, byśmy zaprzeczali, że to nasza własna decyzja przynosi doświadczenie winy (T.5.V.8:1), ale nie chce, byśmy wiązali winę lub poczucie winy z tym wyborem, bo inaczej nie uwierzymy, że można go cofnąć.

Jeśli chodzi o to, jak mogliśmy stworzyć świat i wszystko, co wydaje się w nim dziać, pamiętaj, że to nie „ja”, za które się uważasz, ale umysł Syna, którego wszyscy jesteśmy częścią, jest odpowiedzialny za zasypianie i śnienie o świecie oddzielenia. I znowu, to, że umysł ma moc wymyślania świata jest widoczne w naszych sennych marzeniach (T.18.II.5). Mimo to, nie jest to zazwyczaj najbardziej pomocna perspektywa, z której można rozpatrywać wydarzenia naszego życia, w tym takie rzeczy jak „wypadki” samochodowe. Skupianie się na tym, jak wybieramy wydarzenia naszego życia, zwykle nie jest pomocne, ponieważ wybór jest daleki od świadomej świadomości dla większości z nas przez większość czasu, a takie skupienie jest bardziej prawdopodobne, aby wywołać uczucia odpowiedzialności w poczuciu winy, tak jak chce ego.

Bardziej pomocną i uzdrawiającą perspektywą jest uznanie, że to nasza interpretacja wydarzeń w naszym życiu jest tym, o czym zawsze mamy wybór, w każdym momencie. I podczas gdy wydarzeń nie można cofnąć, interpretacje tych wydarzeń mogą być cofnięte w jednej chwili, jeśli tak zdecydujemy. Nigdy nie denerwujemy się na zewnętrzne okoliczności, ale raczej dokonujemy wyboru oddzielenia i winy w umyśle, a następnie szukamy czegoś zewnętrznego, czemu możemy przypisać nasze zdenerwowanie. To służy celowi utrzymywania nas w stanie bezmyślności(mindless) i poza nadzieją na jakieś prawdziwe rozwiązanie naszej utraty spokoju. Jaźń, o której myślimy, że jesteśmy w świecie, nigdy nie jest przyczyną niczego, więc pytanie, czy wybieramy wydarzenia naszego życia, staje się nieistotne, dopóki postrzegamy siebie jako „żyjących w tym świecie”. Jedynym pomocnym wyborem, z którym należy być w kontakcie, jest nasz wybór sposobu interpretacji tego, co według nas się z nami dzieje. Interpretacja ego jest zawsze taka, że jesteśmy ofiarami i nie jesteśmy odpowiedzialni za to, jak się czujemy. Duch Święty natomiast mówi, że wszystkie wydarzenia w naszym życiu są okazją do nauczenia się dokonywania innych wyborów – uwalniania winy i strachu, zamiast ich wzmacniania.

O czystym nondualizmie

Czysty nondualizm rozpoznaje władzę Boga tak zupełnie, że
wyzbywa się wszystkich psychologicznych więzi z czymkolwiek,
co nie jest Bogiem. To nastawienie rozpoznaje również to, co niektórzy nazwali zasadą „podobne z podobnego“, która mówi, że cokolwiek pochodzi od Boga, musi być takie jak On. Czysty nondualizm twardo trzyma się tej zasady. Właściwie mówi, że cokolwiek
pochodzi z Boga, musi być dokładnie takie jak On. Bóg nie mógł
stworzyć niczego niedoskonałego, bo gdyby coś takiego stworzył,
nie byłby doskonały. Logice tego stwierdzenia nie można nic zarzucić. Jeżeli Bóg jest doskonały i wieczny, to z definicji cokolwiek
On tworzy, także musi być doskonałe i wieczne. (…)

Musisz być chętny oddać ideę Autorstwa Bogu, jeśli chcesz
mieć udział w twojej prawdziwej mocy. Sposobem jest pokora –
nie pokora fałszywa, która mówi, że nie odpowiadasz wymaganiom – lecz prawdziwa, która po prostu mówi, że Bóg jest twoim jedynym Źródłem. Zdasz sobie sprawę, że prócz Jego Miłości
nie potrzebujesz niczego, a temu, kto niczego nie potrzebuje,
można powierzyć wszystko.
A zatem, gdy J. czynił takie stwierdzenia jak: „Ja nic od siebie nie czynię“ , „Ja i Ojciec jedno jesteśmy“ , nie żądał dla siebie żadnej szczególności.
Faktycznie on wyzbywał się wszelkiej szczególności, indywidualizmu czy autorstwa, akceptując swoją prawdziwą siłę – moc Bożą.

(Zniknięcie Wszechświata, str. 61-63)

Ken Wapnick o 13 Zasadzie Cudów

Na początku Kursu Cudów znajduje się 50 zasad cudów. Trzynasta zasada jest dość ezoteryczna i zasadne jest pytanie – o co w ogóle w niej chodzi. Poniższe tłumaczenie jest pierwszą częścią, dwuczęściowego wykładu Kena Wapnicka na temat tej zasady. Zapraszam do lektury!

13. Cuda są zarówno początkami, jak i końcami, przez co zmieniają porządek czasowy. Są zawsze potwierdzeniami odrodzenia, wydającymi się iść wstecz, lecz w rzeczywistości idą naprzód. Odczyniają przeszłość w teraźniejszości, w ten sposób wyzwalając przyszłość

Najlepszym sposobem na zrozumienie tego jest poniższy diagram. Możemy myśleć o tej ścieżce jako o dywanie, który odzwierciedla cały zakres naszego doświadczenia w tym świecie. Cud bierze pewne aspekty tego doświadczenia, z których wszystkie opierają się na wierze w oddzielenie lub na naszym poczuciu winy (tu jest początek i koniec), i w pewnym sensie izoluje je jako obszary problemowe, z którymi musimy sobie poradzić.

Powiedzmy, że mamy szczególne trudności w związku. Cud powodowałby, że skupilibyśmy się na tym związku i przebaczylibyśmy mu. W tym sensie cud będzie początkiem i końcem, ponieważ określa, na czym polega problem. Kiedy uzdrowimy problem, czyli przebaczymy tej jednej osobie, która była dla nas największą trudnością, albo kiedy naprawdę odpuścimy sytuację, która spowodowała ogromne uczucia oddzielenia, niepokoju, winy, złości, itd., to co się wtedy dzieje to fakt, że cały ten aspekt czasu został skurczony. To właśnie ma na myśli powiedzenie, że cuda „zmieniają porządek czasowy”.

Kurs naucza, że kiedy rozpoczęło się oddzielenie, w tej jednej chwili, cały czas, cały świat ewolucji wystąpił w tym samym czasie. W tej jednej chwili, w której uwierzyliśmy, że oddzieliliśmy się od Boga, rozpostarł się ogromny dywan. To jest dywan, który stanowiłby cały świat – przeszłość, teraźniejszość i przyszłość.

Kurs Cudów naucza również, że w tej samej chwili, która wydawała się mieć miejsce, Bóg stworzył Ducha Świętego, który odczynił to samo przekonanie, które dało początek temu dywanowi. To tak, jakby oddzielenie nastąpiło w jednej chwili i w tej samej chwili zostało skorygowane. Problem polega na tym, że wciąż wierzymy, że ten świat czasu i przestrzeni, w którym żyjemy, a który tak naprawdę jest snem, jest rzeczywistością. Dlatego właśnie Kurs mówi o Duchu Świętym jako o Głosie. Jest on Głosem Boga, który wkracza w sen, aby nas z niego obudzić, a cały świat jest częścią tego snu.

Jednym ze sposobów, w jaki ego zakorzeniło nas w tym śnie, w przekonaniu, że sen jest rzeczywistością, jest pojęcie czasu jako linearnego – przeszłość, teraźniejszość i przyszłość. Jest to kluczowa przeszkoda w próbie zrozumienia, jak Kurs postrzega czas i jak działa cud. Nasze umysły są tak zakotwiczone w przekonaniu, że czas jest liniowy, iż nie jesteśmy w stanie rozpoznać, że czas jest tak naprawdę holograficzny, o czym mówi choćby fizyka kwantowa. Holografia naucza, że w każdej części czegoś zawarta jest całość, co oznacza, że w każdym z naszych umysłów, pomimo tego, w co świadomie wierzymy, zawarta jest cała historia ego, która jest całą historią nie tylko tej planety, ale całego fizycznego wszechświata. To, co sprawia, że jest to tak zdumiewająca koncepcja, to fakt, że umysł (a więc i mózg) został tak mocno ograniczony przez konstrukcję czasu, którą stworzyliśmy, czyli liniowy obraz: przeszłość, teraźniejszość i przyszłość.

W rzeczywistości, w każdej chwili wybieramy, by doświadczyć konkretnej części tego hologramu; zanurzamy się w naszym umyśle i wybieramy, by przejść przez lub doświadczyć części tego całego snu. To właśnie ma na myśli Kurs, kiedy mówi, że przechodzimy przez scenariusz, który jest już napisany (podręcznik, str. 291; W-pl.168.3,4). To jest ten scenariusz. Duch Święty nie pisze scenariusza. Duch Święty nie powoduje, że rzeczy dzieją się z nami w świecie. To, co Duch Święty robi, to łączy się z nami w tym scenariuszu i uczy nas, że jest inny sposób patrzenia na to. W podręczniku jest wers, w którym Kurs mówi o Duchu Świętym jako o Tym, „który napisał scenariusz zbawienia w Imię Swojego Stwórcy” (podręcznik, str. 316; W-pI.169.9:3).

Scenariusz zbawienia jest odwróconym scenariuszem ego. Tam, gdzie scenariusz ego miał za zadanie wzmocnić wiarę w oddzielenie, Duch Święty używa tego scenariusza, (czyli wszystkich związków i sytuacji w naszym doświadczeniu), abyśmy mogli nauczyć się, że nie jesteśmy oddzieleni. On używa świata jako szkolnej klasy; ego używa świata jako więzienia. To jest ten sam świat, ale sposób patrzenia na niego przez ego zakorzenia nas w nim jeszcze bardziej. Sposób patrzenia Ducha Świętego uwalnia nas od niego.

Tym, co trzyma nas na tym dywanie, jest poczucie winy, co oznacza, że sposobem na przebudzenie się z tego snu(zejścia z dywanu) jest uwolnienie się od tego poczucia winy. To właśnie czyni przebaczenie. Kurs twierdzi, że dzięki niemu zaoszczędzimy czas. Powtarza się to wielokrotnie. Na przykład Jezus naucza nam, że jeśli zrobimy to, co mówi, zaoszczędzimy czas (tekst, s. 363; T-18.VII.4-6), a wiele razy mówi, że możemy zaoszczędzić tysiąc lat (np. tekst, s. 6; T-1.II.6:7).

Kurs cudów nie mówi konkretnie o kwestii reinkarnacji czy poprzednich wcieleniach, z wyjątkiem jednego miejsca, i tam nie zajmuje stanowiska (podręcznik, s. 57; M-24.3:1). Z pewnością jednak w wielu miejscach sugeruje, że to nie jest pierwszy raz, kiedy przychodzimy. Kiedy mówi, że moglibyśmy ocalić tysiąc lat, to tak naprawdę mówi, że moglibyśmy ocalić wiele, wiele żyć. Oznacza to, że jeśli mamy ogromny problem z poczuciem winy, które wyrażamy w pewnym obszarze naszych związków, to jest coś, co nieustannie robimy, co wzmacnia naszą nienawiść do samych siebie i naszą wiarę w oddzielenie. W zwykłym przedziale czasu przepracowanie tego może nam zająć dziesięć żyć, ciągłe powracanie do tego, dopóki tego nie przepracujemy. Jeśli jednak zdecydujemy się przepracować ten trudny problem, co zwykle oznacza związek lub sytuację, którą świat oceniłby jako bardzo ciężką, wypełnioną bólem, udręką i cierpieniem, a my moglibyśmy naprawdę spojrzeć na to inaczej, co w zasadzie oznacza uświadomienie sobie, że nie jesteśmy ofiarami tej drugiej osoby ani ofiarami samych siebie, wtedy w ciągu jednego życia moglibyśmy po prostu wziąć ten problem i wymazać go. To właśnie Kurs ma na myśli mówiąc, że możemy zaoszczędzić czas lub tysiąc lat. To właśnie ma na myśli, kiedy mówi o cudzie, że znosi on czas lub „zmienia porządek czasowy”. Nie znosi on całej rozpiętości czasu; tego nie czyni. To, co czyni, to skrócenie czasu, jaki zajęłoby nam przepracowanie ogromnego problemu winy, jaki mamy.

Nie jest oczywiście konieczne, aby zrozumieć czy nawet zgodzić się z tym całym metafizycznym poglądem na czas. Co jest konieczne, to uświadomienie sobie, kiedy znajdziecie się w bardzo trudnej i bolesnej sytuacji, że istnieje cel, który możecie zidentyfikować w tej sytuacji. Celem jest to, abyście nauczyli się nie postrzegać siebie jako ofiary, a w stopniu, w jakim się tego nauczycie, w takim stopniu uleczycie to poczucie winy w sobie. To jest to, co oszczędza wam czas.

C.D.N

http://www.miraclestudies.net/50P_13p1.html

Przetłumaczono z www.DeepL.com/Translator (wersja darmowa)

Wywiad z C. Urbańskim – dokończenie

CU: Tak naprawdę to my się uczymy „chcieć”. Kurs Cudów pobudza nasz apetyt na doznania duchowe. Całe poznanie jest w nas. My tylko musimy zechcieć, dać przeminąć tym wszystkim przeszkodom stojącym na drodze do poznania. Ja przeżyłem to swoja wewnętrzną przemianę po prostu w ten sposób, że się otworzyłem. Podziwiam tych wszystkich ludzi, którzy biorą się za Kurs, a nie mieli tych dramatycznych przeżyć jak ja. Bo to jest trochę jak nauka języka obcego. Niektórzy mają talent i łatwo się uczą a niektórzy nie mają…

M: Jak sobie radzisz z negatywnymi emocjami gdy się pojawiają? Czy
zaczynasz dzień jakąś myślą? Jak w praktyce stosujesz nauki Kursu?

CU: Wszystkie rzeczy, które nam się zdarzają są lekcjami, które Bóg chciałby abyśmy się nauczyli. To do mnie przemawia. Przekonałem się o jednym. Robię po raz kolejny lekcje, to daje mi taką pewnego rodzaju dyscyplinę, której mi ewidentnie brak. W pracy staram się nie zapominać o Kursie i lekcjach przebaczania. Teraz w pracy siedzę na słuchawkach i rozmawiam telefonicznie z klientami z Niemiec. Staram się widzieć każdego dzwoniącego jako brata i to moje pozytywne nastawienie po wielokroć jest w stanie przeniknąć po drutach i wywoływać bardzo często niezwykłe reakcje. Po raz kolejny przekonuję się, że nie musisz się zgadzać z Kursem, wierzyć mu na słowo… po prostu zrób o czym tam jest mowa i niech wyniki cię przekonają. Wczoraj na przykład używałem zdania „Jestem świętym synem samego Boga” i jeśli z takim nastawieniem jestem w życiu codziennym, w pracy i na przykład obieram telefon to myślę o rozmówcy, „jesteś świętym synem samego Boga”, i wtedy, nie wiem jak inni, ale ja czuję to naprawdę głęboko, czuję z tym człowiekiem niesłychaną więź. I to jest piękne, to jest Kurs w działaniu. Dla mnie wszystko jest lekcją przebaczania. Oczywiście, jeśli dzieje się coś złego to „łatwiej” się uczyć przebaczania. Ale powinniśmy pamiętać, że Kurs nie mówi tylko o przebaczaniu rzeczy paskudnych. Kurs uczy nas przebaczania szczególności wszelkiego rodzaju. I pod tym względem musimy przebaczyć, zarówno wspaniałą woń róż, jak i brzydki zapach czegoś tam.. to są różnice, szczególność. Mamy to przebaczyć, a nie patrzeć pod tym kątem, że Bóg stworzył to co piękne, przyjemne i cool w tym świecie a zło, paskudztwa i choroby są od ego. To nieprawda. Bóg stworzył nas jako doskonałość i jako ducha. Duch to jest coś bezwymiarowego, ciągłego, niezmiennego, gdzie nie
da się wyróżnić żadnej szczególnej części. Trzeba do tego podejść w sposób bardziej abstrakcyjny, ponieważ Boża miłość i Boże tworzenie nie jest szczególne tylko abstrakcyjne. Dzięki temu że miałem na studiach kontakt z naukami ścisłymi łatwiej mi sobie te idee przyswoić.
Tak naprawdę nie znam swojej tożsamości. Wiem, że jest ona duchowa, ale tego bezpośrednio nie czuję. Czuję tylko to, że gdy skazuję się na ograniczenia cielesne, to w tym momencie umyka mi ta cała wspaniała rzeczywistość duchowa.
Kurs jest ścieżką pasywną, w tym sensie, że z niczym nie walczymy. Tu mamy po prostu poniechać. Gdy już rzeczywiście poniechamy naszej szczególności, to wtedy duch zajaśnieje pełnym blaskiem.
Dlatego w Kursie jest mowa o oduczaniu, usuwaniu przeszkód, a temu wszystkiemu służy przebaczanie. Nie musimy składać żadnych ofiar; jeśli by już w ogóle o czymś takim mówić, to na ołtarzu prawdy składamy ofiarę z naszych złudzeń. I wtedy złudzenia przemijają, zostaje niewinność Syna Bożego. Mrok naszych złudzeń jest rozpraszany przez Prawdę i wtedy patrzymy – a tam nic nie ma, nic żeśmy nie stracili, a zyskaliśmy, czy też przypomnieliśmy sobie wszystko.


M: Teraz pytanie z trochę innej beczki. Porozmawiajmy o różnych wersjach Kursu, o Urtekście. Jak zapewne wiesz, w Ameryce tworzą się już pewne podziały w obrębie społeczności Kursowej, niektórzy uważają, że wersja Kursu wydana przez Foundation for Inner Peace jest „nie do
zaakceptowania”. Co jest nie źle z oficjalna wersją?
CU: Nic nie jest źle, wszystko jest dobrze.
M: To po co Urtekst?
CU: Każdy dokument duchowy, każdy termin rodzi kontrowersje i tak samo jest z Kursem. Jeżeli ktoś będzie szukał kontrowersji to je znajdzie, ale jeśli ktoś będzie szukał odpowiedzi też je znajdzie. Z Urtekstem zetknąłem się około roku 2000 i nie czułem, że coś było ukryte
czy zabrane z oficjalnej wersji. Raczej miałem odczucie „O Boże, a więc to wszystko prawda”, to było dla mnie tylko dodatkowe potwierdzenie prawdziwości Kursu. Zresztą potem próbowałem wyjaśnić z Kenem (Wapnickiem) pewne wątpliwości, które miałem dlaczego niektóre rzeczy zostały pominięte. Ken odparł, że część rzeczy była przeznaczona tylko dla Helen.
Czy usunięcie niektórych rzeczy z oficjalnej wersji końca pod wpływem inspiracji Jezusa? Nie wiem. Z drugiej strony traktuje Urtekst jako dodatkowe, nieobowiązkowe poszerzenie wiedzy o Kursie. Spójrz na to tak: gdyby Helen nie chciała aby jej notatki ujrzały światło dziennie, to
nie oddałaby ich do Biblioteki Kongresu USA. Podsumowując – jeśli ktoś szuka kontrowersji, to oczywiście je znajdzie. Natomiast ja traktuję to jako dokument wyjściowy, z którego usunięto pewne informacje, ale nie ze złej woli, Fundacja wykonała wspaniałą robotę. Po prostu redaktorzy wykonali pewną pracę i zawsze można się zastanawiać czy można coś było zrobić inaczej. Wróćmy do najważniejszego – Jezus pokazał nam pewną drogę. Śmierci nie ma, nie ma się czego bać, trzeba nastawić się na praktykę przebaczania, a doświadczenie miłości Bożej samo przyjdzie.
M: Czyli nie boisz się że Urtext i pewne błędy w nim zawarte mogą
sprowadzić kogoś na manowce?
CU: Nie.
M: Ale są tam błędy, prawda?
CU: To nie są błędy. To specyfika początkowych partii tekstu, gdy Helen dopiero oswajała się z otrzymywanym przekazem. To jak gdy odkręcasz kran w dawno nieużywanej instalacji i najpierw leci zabrudzona woda, a potem czysta. Helen początkowo, gdy usłyszała słowa Jezusa, wpadła
w ogromny lęk, w końcu była osobą deklarującą się jako wojująca ateistka, a tu takie coś. Zatem na początku bywało, że Helen coś źle słyszała, ale Jezus często wracał do raz poruszanych tematów, aby coś poprawić. Te poprawki zostały naniesione. Zresztą dla mnie najważniejsze jest Wprowadzenie, wszystko inne jest tylko dodatkiem, ułatwieniem do tych dwóch pierwszych zdań. Ktoś nawet powiedział, że Kurs cały czas mówi to samo i można by wyrwać co druga kartkę i nadal byłoby to samo. A wiesz dlaczego? Bo Prawda jest holograficzna, każda jej część zawiera całość. W świecie dualizmu wszystko ma dwojaki użytek. Młotek może ci pomóc zbudować wspaniały dom, albo pozbawić kogoś życia. Tak niestety wygląda ten świat dualizmu. Zatem, zanim weźmiemy się za młotek, za Urtekst, czy cokolwiek innego, zawsze powinniśmy się pytać Ducha Świętego – „czy to jest dla nas?”, „Czy mi to jest potrzebne?”. Jeżeli będziemy kultywować taką postawę, aby pytać,
prosić o przewodnictwo, wtedy nie zbłądzimy. W większości przypadków nie usłyszymy nic. Ale swoją postawą mówimy: „Oto jestem Panie. Prowadź”. I to jest najważniejszy cud (odczynienie oddzielenia) jaki ma się dokonać. We wszystkim: pytajmy się, prośmy o przewodnictwo,
przebaczajmy. Po to jest ten Kurs. Aby ciągle nam przypominać, byśmy ciągle byli gotowi dla Boga. Oto jestem Panie. Prowadź.