Z serii “Ludzie pytają, Ken Wapnick odpowiada”.
Pytanie #007:
Jak sobie przebaczyć?
Odpowiedź:
Wydaje się, że w miarę jak uczymy się coraz bardziej uwalniać innych od projekcji naszej własnej winy, sami czujemy się skazani na poczucie winy. Jezus mówi nam, że „gdy wycofujesz winę z zewnątrz, pojawia się silna tendencja, by poczuwać się do niej wewnątrz” (T-11.IV.4:5). Ale dalej mówi: „Początkowo trudno jest to pojąć, iż to jedno i to samo, ponieważ nie ma różnicy między wnętrzem a zewnętrznością” (4:6), a następnie: „Z tego powodu obwinianie musi zostać odczynione, a nie widziane gdzie indziej” (5:3). Jak więc to zrobić?
Pytanie, które zadajesz: „Jak sobie przebaczyć?” to dobre pytanie, ale w rzeczywistości jest to niewłaściwe pytanie. Ponieważ nadal jesteśmy tak silnie utożsamiani z naszymi ego, nie możemy sobie wybaczyć, przynajmniej nie sami (tj. na własną rękę, działając z ego). Dlatego potrzebujemy Jezusa lub Ducha Świętego, czy jakiegokolwiek nieoceniającego symbolu miłości i akceptacji, z którym czujemy się komfortowo, aby spojrzeli razem z nami na nasze „grzechy”. Potrzebujemy kogoś spoza naszego systemu myślowego opartego na poczuciu winy, który zna prawdę o tym, kim naprawdę jesteśmy, komu możemy powierzyć naszą winę, gdy już ją odkryjemy i rozpoznamy jej cel i cenę. Wierzymy, że jesteśmy ciałami, które mogą ranić i być przez siebie ranionymi. Jezus wie, że jesteśmy duchem, niewinnym Synem Bożym, który nie jest w stanie zaatakować. Nie wierzymy w to i właściwie nie chcemy w to wierzyć, bo wciąż chcemy, aby separacja i nasza indywidualność były realne. Zatem proces przebaczenia musi obejmować połączenie się z kimś lub czymś spoza nas, na przykład z Jezusem, który wie, że separacja, atak i poczucie winy nie są rzeczywiste. Z definicji nie jesteśmy w stanie sami tego sobie uświadomić.
Ego, którego doświadczasz na własnej skórze, mówi nam, że musimy odpokutować za nasze grzechy poprzez cierpienie i poświęcenie. Ale to tylko wzmacnia naszą wiarę, że nasza wina jest realna i że Bóg jest Bogiem karzącym, który szuka zemsty za nasze bardzo realne grzechy. A wszystkie nasze próby uzyskania wyzwolenia poprzez ekspiację (odpokutowanie za grzechy) są po prostu formami magii, które nie rozwiązują prawdziwego problemu w umyśle. Musimy zrozumieć, że problemem nie jest poczucie winy, którego według nas doświadczamy z powodu naszych przewinień tu, na świecie. Te „grzechy” są tak naprawdę celowym odwróceniem uwagi, mającym na celu utrzymanie naszej koncentracji tutaj, na świecie i szukanie magicznych rozwiązań, aby uwolnić się od naszej winy (np. poprzez zadośćuczynienie) lub uniknąć jej doświadczania (np. poprzez poświęcenie się). Ale to tylko powstrzymuje nas od głębszego spojrzenia w umysł, w poszukiwaniu prawdziwego źródła całego naszego bólu i poczucia winy (i wszystkich innych) – wiary, że nie tylko oddzieliliśmy się od naszego kochającego Źródła, ale że byliśmy gotowi zabić Je, by zniszczyć Miłość, aby być na swoim.
Jeśli jednak potrafimy połączyć się z odzwierciedleniem tej Miłości, takim jak Jezus czy Duch Święty, i spojrzeć na nasze samooskarżenia w związku z ich kochającą obecnością obok nas, będziemy musieli na pewnym poziomie zdać sobie sprawę, że nie zniszczyliśmy miłości. I dzięki temu uznaniu możliwe jest prawdziwe przebaczenie – za to, co nigdy się nie wydarzyło – rozpuszczając wszelką winę i uwalniając nas z narzuconego nam więzienia. A wtedy jakiekolwiek najbardziej pomocne i uzdrawiające działanie lub zachowanie, bądź żadne, w odpowiedzi na nasze tak zwane transgresje (przekroczenia granic i norm społecznych oraz moralnych) wobec innych na świecie, po prostu przez nas przepłynie.