Archiwum kategorii: Kurs Cudów

O czystym nondualizmie

Czysty nondualizm rozpoznaje władzę Boga tak zupełnie, że
wyzbywa się wszystkich psychologicznych więzi z czymkolwiek,
co nie jest Bogiem. To nastawienie rozpoznaje również to, co niektórzy nazwali zasadą „podobne z podobnego“, która mówi, że cokolwiek pochodzi od Boga, musi być takie jak On. Czysty nondualizm twardo trzyma się tej zasady. Właściwie mówi, że cokolwiek
pochodzi z Boga, musi być dokładnie takie jak On. Bóg nie mógł
stworzyć niczego niedoskonałego, bo gdyby coś takiego stworzył,
nie byłby doskonały. Logice tego stwierdzenia nie można nic zarzucić. Jeżeli Bóg jest doskonały i wieczny, to z definicji cokolwiek
On tworzy, także musi być doskonałe i wieczne. (…)

Musisz być chętny oddać ideę Autorstwa Bogu, jeśli chcesz
mieć udział w twojej prawdziwej mocy. Sposobem jest pokora –
nie pokora fałszywa, która mówi, że nie odpowiadasz wymaganiom – lecz prawdziwa, która po prostu mówi, że Bóg jest twoim jedynym Źródłem. Zdasz sobie sprawę, że prócz Jego Miłości
nie potrzebujesz niczego, a temu, kto niczego nie potrzebuje,
można powierzyć wszystko.
A zatem, gdy J. czynił takie stwierdzenia jak: „Ja nic od siebie nie czynię“ , „Ja i Ojciec jedno jesteśmy“ , nie żądał dla siebie żadnej szczególności.
Faktycznie on wyzbywał się wszelkiej szczególności, indywidualizmu czy autorstwa, akceptując swoją prawdziwą siłę – moc Bożą.

(Zniknięcie Wszechświata, str. 61-63)

Ken Wapnick o 13 Zasadzie Cudów

Na początku Kursu Cudów znajduje się 50 zasad cudów. Trzynasta zasada jest dość ezoteryczna i zasadne jest pytanie – o co w ogóle w niej chodzi. Poniższe tłumaczenie jest pierwszą częścią, dwuczęściowego wykładu Kena Wapnicka na temat tej zasady. Zapraszam do lektury!

13. Cuda są zarówno początkami, jak i końcami, przez co zmieniają porządek czasowy. Są zawsze potwierdzeniami odrodzenia, wydającymi się iść wstecz, lecz w rzeczywistości idą naprzód. Odczyniają przeszłość w teraźniejszości, w ten sposób wyzwalając przyszłość

Najlepszym sposobem na zrozumienie tego jest poniższy diagram. Możemy myśleć o tej ścieżce jako o dywanie, który odzwierciedla cały zakres naszego doświadczenia w tym świecie. Cud bierze pewne aspekty tego doświadczenia, z których wszystkie opierają się na wierze w oddzielenie lub na naszym poczuciu winy (tu jest początek i koniec), i w pewnym sensie izoluje je jako obszary problemowe, z którymi musimy sobie poradzić.

Powiedzmy, że mamy szczególne trudności w związku. Cud powodowałby, że skupilibyśmy się na tym związku i przebaczylibyśmy mu. W tym sensie cud będzie początkiem i końcem, ponieważ określa, na czym polega problem. Kiedy uzdrowimy problem, czyli przebaczymy tej jednej osobie, która była dla nas największą trudnością, albo kiedy naprawdę odpuścimy sytuację, która spowodowała ogromne uczucia oddzielenia, niepokoju, winy, złości, itd., to co się wtedy dzieje to fakt, że cały ten aspekt czasu został skurczony. To właśnie ma na myśli powiedzenie, że cuda „zmieniają porządek czasowy”.

Kurs naucza, że kiedy rozpoczęło się oddzielenie, w tej jednej chwili, cały czas, cały świat ewolucji wystąpił w tym samym czasie. W tej jednej chwili, w której uwierzyliśmy, że oddzieliliśmy się od Boga, rozpostarł się ogromny dywan. To jest dywan, który stanowiłby cały świat – przeszłość, teraźniejszość i przyszłość.

Kurs Cudów naucza również, że w tej samej chwili, która wydawała się mieć miejsce, Bóg stworzył Ducha Świętego, który odczynił to samo przekonanie, które dało początek temu dywanowi. To tak, jakby oddzielenie nastąpiło w jednej chwili i w tej samej chwili zostało skorygowane. Problem polega na tym, że wciąż wierzymy, że ten świat czasu i przestrzeni, w którym żyjemy, a który tak naprawdę jest snem, jest rzeczywistością. Dlatego właśnie Kurs mówi o Duchu Świętym jako o Głosie. Jest on Głosem Boga, który wkracza w sen, aby nas z niego obudzić, a cały świat jest częścią tego snu.

Jednym ze sposobów, w jaki ego zakorzeniło nas w tym śnie, w przekonaniu, że sen jest rzeczywistością, jest pojęcie czasu jako linearnego – przeszłość, teraźniejszość i przyszłość. Jest to kluczowa przeszkoda w próbie zrozumienia, jak Kurs postrzega czas i jak działa cud. Nasze umysły są tak zakotwiczone w przekonaniu, że czas jest liniowy, iż nie jesteśmy w stanie rozpoznać, że czas jest tak naprawdę holograficzny, o czym mówi choćby fizyka kwantowa. Holografia naucza, że w każdej części czegoś zawarta jest całość, co oznacza, że w każdym z naszych umysłów, pomimo tego, w co świadomie wierzymy, zawarta jest cała historia ego, która jest całą historią nie tylko tej planety, ale całego fizycznego wszechświata. To, co sprawia, że jest to tak zdumiewająca koncepcja, to fakt, że umysł (a więc i mózg) został tak mocno ograniczony przez konstrukcję czasu, którą stworzyliśmy, czyli liniowy obraz: przeszłość, teraźniejszość i przyszłość.

W rzeczywistości, w każdej chwili wybieramy, by doświadczyć konkretnej części tego hologramu; zanurzamy się w naszym umyśle i wybieramy, by przejść przez lub doświadczyć części tego całego snu. To właśnie ma na myśli Kurs, kiedy mówi, że przechodzimy przez scenariusz, który jest już napisany (podręcznik, str. 291; W-pl.168.3,4). To jest ten scenariusz. Duch Święty nie pisze scenariusza. Duch Święty nie powoduje, że rzeczy dzieją się z nami w świecie. To, co Duch Święty robi, to łączy się z nami w tym scenariuszu i uczy nas, że jest inny sposób patrzenia na to. W podręczniku jest wers, w którym Kurs mówi o Duchu Świętym jako o Tym, „który napisał scenariusz zbawienia w Imię Swojego Stwórcy” (podręcznik, str. 316; W-pI.169.9:3).

Scenariusz zbawienia jest odwróconym scenariuszem ego. Tam, gdzie scenariusz ego miał za zadanie wzmocnić wiarę w oddzielenie, Duch Święty używa tego scenariusza, (czyli wszystkich związków i sytuacji w naszym doświadczeniu), abyśmy mogli nauczyć się, że nie jesteśmy oddzieleni. On używa świata jako szkolnej klasy; ego używa świata jako więzienia. To jest ten sam świat, ale sposób patrzenia na niego przez ego zakorzenia nas w nim jeszcze bardziej. Sposób patrzenia Ducha Świętego uwalnia nas od niego.

Tym, co trzyma nas na tym dywanie, jest poczucie winy, co oznacza, że sposobem na przebudzenie się z tego snu(zejścia z dywanu) jest uwolnienie się od tego poczucia winy. To właśnie czyni przebaczenie. Kurs twierdzi, że dzięki niemu zaoszczędzimy czas. Powtarza się to wielokrotnie. Na przykład Jezus naucza nam, że jeśli zrobimy to, co mówi, zaoszczędzimy czas (tekst, s. 363; T-18.VII.4-6), a wiele razy mówi, że możemy zaoszczędzić tysiąc lat (np. tekst, s. 6; T-1.II.6:7).

Kurs cudów nie mówi konkretnie o kwestii reinkarnacji czy poprzednich wcieleniach, z wyjątkiem jednego miejsca, i tam nie zajmuje stanowiska (podręcznik, s. 57; M-24.3:1). Z pewnością jednak w wielu miejscach sugeruje, że to nie jest pierwszy raz, kiedy przychodzimy. Kiedy mówi, że moglibyśmy ocalić tysiąc lat, to tak naprawdę mówi, że moglibyśmy ocalić wiele, wiele żyć. Oznacza to, że jeśli mamy ogromny problem z poczuciem winy, które wyrażamy w pewnym obszarze naszych związków, to jest coś, co nieustannie robimy, co wzmacnia naszą nienawiść do samych siebie i naszą wiarę w oddzielenie. W zwykłym przedziale czasu przepracowanie tego może nam zająć dziesięć żyć, ciągłe powracanie do tego, dopóki tego nie przepracujemy. Jeśli jednak zdecydujemy się przepracować ten trudny problem, co zwykle oznacza związek lub sytuację, którą świat oceniłby jako bardzo ciężką, wypełnioną bólem, udręką i cierpieniem, a my moglibyśmy naprawdę spojrzeć na to inaczej, co w zasadzie oznacza uświadomienie sobie, że nie jesteśmy ofiarami tej drugiej osoby ani ofiarami samych siebie, wtedy w ciągu jednego życia moglibyśmy po prostu wziąć ten problem i wymazać go. To właśnie Kurs ma na myśli mówiąc, że możemy zaoszczędzić czas lub tysiąc lat. To właśnie ma na myśli, kiedy mówi o cudzie, że znosi on czas lub „zmienia porządek czasowy”. Nie znosi on całej rozpiętości czasu; tego nie czyni. To, co czyni, to skrócenie czasu, jaki zajęłoby nam przepracowanie ogromnego problemu winy, jaki mamy.

Nie jest oczywiście konieczne, aby zrozumieć czy nawet zgodzić się z tym całym metafizycznym poglądem na czas. Co jest konieczne, to uświadomienie sobie, kiedy znajdziecie się w bardzo trudnej i bolesnej sytuacji, że istnieje cel, który możecie zidentyfikować w tej sytuacji. Celem jest to, abyście nauczyli się nie postrzegać siebie jako ofiary, a w stopniu, w jakim się tego nauczycie, w takim stopniu uleczycie to poczucie winy w sobie. To jest to, co oszczędza wam czas.

C.D.N

http://www.miraclestudies.net/50P_13p1.html

Przetłumaczono z www.DeepL.com/Translator (wersja darmowa)

Wywiad z C. Urbańskim – dokończenie

CU: Tak naprawdę to my się uczymy „chcieć”. Kurs Cudów pobudza nasz apetyt na doznania duchowe. Całe poznanie jest w nas. My tylko musimy zechcieć, dać przeminąć tym wszystkim przeszkodom stojącym na drodze do poznania. Ja przeżyłem to swoja wewnętrzną przemianę po prostu w ten sposób, że się otworzyłem. Podziwiam tych wszystkich ludzi, którzy biorą się za Kurs, a nie mieli tych dramatycznych przeżyć jak ja. Bo to jest trochę jak nauka języka obcego. Niektórzy mają talent i łatwo się uczą a niektórzy nie mają…

M: Jak sobie radzisz z negatywnymi emocjami gdy się pojawiają? Czy
zaczynasz dzień jakąś myślą? Jak w praktyce stosujesz nauki Kursu?

CU: Wszystkie rzeczy, które nam się zdarzają są lekcjami, które Bóg chciałby abyśmy się nauczyli. To do mnie przemawia. Przekonałem się o jednym. Robię po raz kolejny lekcje, to daje mi taką pewnego rodzaju dyscyplinę, której mi ewidentnie brak. W pracy staram się nie zapominać o Kursie i lekcjach przebaczania. Teraz w pracy siedzę na słuchawkach i rozmawiam telefonicznie z klientami z Niemiec. Staram się widzieć każdego dzwoniącego jako brata i to moje pozytywne nastawienie po wielokroć jest w stanie przeniknąć po drutach i wywoływać bardzo często niezwykłe reakcje. Po raz kolejny przekonuję się, że nie musisz się zgadzać z Kursem, wierzyć mu na słowo… po prostu zrób o czym tam jest mowa i niech wyniki cię przekonają. Wczoraj na przykład używałem zdania „Jestem świętym synem samego Boga” i jeśli z takim nastawieniem jestem w życiu codziennym, w pracy i na przykład obieram telefon to myślę o rozmówcy, „jesteś świętym synem samego Boga”, i wtedy, nie wiem jak inni, ale ja czuję to naprawdę głęboko, czuję z tym człowiekiem niesłychaną więź. I to jest piękne, to jest Kurs w działaniu. Dla mnie wszystko jest lekcją przebaczania. Oczywiście, jeśli dzieje się coś złego to „łatwiej” się uczyć przebaczania. Ale powinniśmy pamiętać, że Kurs nie mówi tylko o przebaczaniu rzeczy paskudnych. Kurs uczy nas przebaczania szczególności wszelkiego rodzaju. I pod tym względem musimy przebaczyć, zarówno wspaniałą woń róż, jak i brzydki zapach czegoś tam.. to są różnice, szczególność. Mamy to przebaczyć, a nie patrzeć pod tym kątem, że Bóg stworzył to co piękne, przyjemne i cool w tym świecie a zło, paskudztwa i choroby są od ego. To nieprawda. Bóg stworzył nas jako doskonałość i jako ducha. Duch to jest coś bezwymiarowego, ciągłego, niezmiennego, gdzie nie
da się wyróżnić żadnej szczególnej części. Trzeba do tego podejść w sposób bardziej abstrakcyjny, ponieważ Boża miłość i Boże tworzenie nie jest szczególne tylko abstrakcyjne. Dzięki temu że miałem na studiach kontakt z naukami ścisłymi łatwiej mi sobie te idee przyswoić.
Tak naprawdę nie znam swojej tożsamości. Wiem, że jest ona duchowa, ale tego bezpośrednio nie czuję. Czuję tylko to, że gdy skazuję się na ograniczenia cielesne, to w tym momencie umyka mi ta cała wspaniała rzeczywistość duchowa.
Kurs jest ścieżką pasywną, w tym sensie, że z niczym nie walczymy. Tu mamy po prostu poniechać. Gdy już rzeczywiście poniechamy naszej szczególności, to wtedy duch zajaśnieje pełnym blaskiem.
Dlatego w Kursie jest mowa o oduczaniu, usuwaniu przeszkód, a temu wszystkiemu służy przebaczanie. Nie musimy składać żadnych ofiar; jeśli by już w ogóle o czymś takim mówić, to na ołtarzu prawdy składamy ofiarę z naszych złudzeń. I wtedy złudzenia przemijają, zostaje niewinność Syna Bożego. Mrok naszych złudzeń jest rozpraszany przez Prawdę i wtedy patrzymy – a tam nic nie ma, nic żeśmy nie stracili, a zyskaliśmy, czy też przypomnieliśmy sobie wszystko.


M: Teraz pytanie z trochę innej beczki. Porozmawiajmy o różnych wersjach Kursu, o Urtekście. Jak zapewne wiesz, w Ameryce tworzą się już pewne podziały w obrębie społeczności Kursowej, niektórzy uważają, że wersja Kursu wydana przez Foundation for Inner Peace jest „nie do
zaakceptowania”. Co jest nie źle z oficjalna wersją?
CU: Nic nie jest źle, wszystko jest dobrze.
M: To po co Urtekst?
CU: Każdy dokument duchowy, każdy termin rodzi kontrowersje i tak samo jest z Kursem. Jeżeli ktoś będzie szukał kontrowersji to je znajdzie, ale jeśli ktoś będzie szukał odpowiedzi też je znajdzie. Z Urtekstem zetknąłem się około roku 2000 i nie czułem, że coś było ukryte
czy zabrane z oficjalnej wersji. Raczej miałem odczucie „O Boże, a więc to wszystko prawda”, to było dla mnie tylko dodatkowe potwierdzenie prawdziwości Kursu. Zresztą potem próbowałem wyjaśnić z Kenem (Wapnickiem) pewne wątpliwości, które miałem dlaczego niektóre rzeczy zostały pominięte. Ken odparł, że część rzeczy była przeznaczona tylko dla Helen.
Czy usunięcie niektórych rzeczy z oficjalnej wersji końca pod wpływem inspiracji Jezusa? Nie wiem. Z drugiej strony traktuje Urtekst jako dodatkowe, nieobowiązkowe poszerzenie wiedzy o Kursie. Spójrz na to tak: gdyby Helen nie chciała aby jej notatki ujrzały światło dziennie, to
nie oddałaby ich do Biblioteki Kongresu USA. Podsumowując – jeśli ktoś szuka kontrowersji, to oczywiście je znajdzie. Natomiast ja traktuję to jako dokument wyjściowy, z którego usunięto pewne informacje, ale nie ze złej woli, Fundacja wykonała wspaniałą robotę. Po prostu redaktorzy wykonali pewną pracę i zawsze można się zastanawiać czy można coś było zrobić inaczej. Wróćmy do najważniejszego – Jezus pokazał nam pewną drogę. Śmierci nie ma, nie ma się czego bać, trzeba nastawić się na praktykę przebaczania, a doświadczenie miłości Bożej samo przyjdzie.
M: Czyli nie boisz się że Urtext i pewne błędy w nim zawarte mogą
sprowadzić kogoś na manowce?
CU: Nie.
M: Ale są tam błędy, prawda?
CU: To nie są błędy. To specyfika początkowych partii tekstu, gdy Helen dopiero oswajała się z otrzymywanym przekazem. To jak gdy odkręcasz kran w dawno nieużywanej instalacji i najpierw leci zabrudzona woda, a potem czysta. Helen początkowo, gdy usłyszała słowa Jezusa, wpadła
w ogromny lęk, w końcu była osobą deklarującą się jako wojująca ateistka, a tu takie coś. Zatem na początku bywało, że Helen coś źle słyszała, ale Jezus często wracał do raz poruszanych tematów, aby coś poprawić. Te poprawki zostały naniesione. Zresztą dla mnie najważniejsze jest Wprowadzenie, wszystko inne jest tylko dodatkiem, ułatwieniem do tych dwóch pierwszych zdań. Ktoś nawet powiedział, że Kurs cały czas mówi to samo i można by wyrwać co druga kartkę i nadal byłoby to samo. A wiesz dlaczego? Bo Prawda jest holograficzna, każda jej część zawiera całość. W świecie dualizmu wszystko ma dwojaki użytek. Młotek może ci pomóc zbudować wspaniały dom, albo pozbawić kogoś życia. Tak niestety wygląda ten świat dualizmu. Zatem, zanim weźmiemy się za młotek, za Urtekst, czy cokolwiek innego, zawsze powinniśmy się pytać Ducha Świętego – „czy to jest dla nas?”, „Czy mi to jest potrzebne?”. Jeżeli będziemy kultywować taką postawę, aby pytać,
prosić o przewodnictwo, wtedy nie zbłądzimy. W większości przypadków nie usłyszymy nic. Ale swoją postawą mówimy: „Oto jestem Panie. Prowadź”. I to jest najważniejszy cud (odczynienie oddzielenia) jaki ma się dokonać. We wszystkim: pytajmy się, prośmy o przewodnictwo,
przebaczajmy. Po to jest ten Kurs. Aby ciągle nam przypominać, byśmy ciągle byli gotowi dla Boga. Oto jestem Panie. Prowadź.


Wywiad z Cezarym Urbańskim cz.1

Pierwsza część wywiadu z Cezarym Urbańskim –
tłumaczem pierwszego polskiego wydania Kursu Cudów.

M: Jesteś autorem pierwszego polskiego tłumaczenia Kursu Cudów, wydanego w 2006 roku. Jak zaczęła się twoja przygoda z Kursem, od kiedy go studiujesz?

CU: Tak dawno to było, 93 lub 94 rok. Jak w przypadku wielu poszukiwaczy duchowych, zmusił mnie do tego kryzys wewnętrzny. Tak to zazwyczaj jest, że gdy człowiek opływa w luksusy, dostatki, to nie myśli o duchowych sprawach. Tymczasem w moim życiu nie układało się najlepiej i za wszelką cenę chciałem by coś się zmieniło w moim życiu. Dotarło do mnie że niewiele wiem o sobie, nie wiem co mam dalej robić, gdzie jestem…

M: Pamiętasz swoje pierwsze zetkniecie z Kursem?

CU: Ciekawa sprawa, ponieważ byłem człowiekiem sceptycznym, nieufnym wobec metafizyki. Czego nie można dotknąć to nie istnieje i nie jest warte żadnych dociekań. Zrobiłem sobie bożka z nauki – to była moja religia. Dlatego wcześniej wspomniałem o moim kryzysie, ponieważ gdy przyznamy się do porażki, którą odnieśliśmy jako ego, w tym momencie otwiera się inna perspektywa. Moja depresja trwała dość długo, ale któregoś dnia miałem pewne wyjątkowo osobiste doznanie, którego nie da się dobrze opisać. Doznałem wewnętrznie istnienia Czegoś, czego nie jestem w stanie nazwać, ale jednocześnie nie byłem w stanie zaprzeczyć. Jest napisane w Kursie, że jeśli będziesz miał doświadczenie Bożej Miłości, to jest ono nieporównywalne z czymkolwiek innym. Tak właśnie było w moim przypadku. Oczywiście wówczas nie miałem zielonego pojęcia o Kursie. Natomiast miałem kolegę Dobrosława, z którym bawiliśmy się w wydawnictwo i to właśnie on dostał od Judy Skutch z Foundation for Inner Peace zadanie znalezienia tłumaczy, do dokonania polskiego przekładu. I pewnego razu siedziałem z Dobrosławem i mówię mu „Zastanawiam się na ile to wszystko co widzę jest rzeczywiste, a ile jest wytworem mojego myślenia” Na to on mówi „To mam dla ciebie ciekawą książkę”, no i dał mi ten amerykański Kurs Cudów. Wracając do domu zacząłem przeglądać i myślę „Boże, co to jest? Jakaś sekta czy coś?”. Przyszedłem do domu i rzuciłem książkę na półkę, gdzie przeleżała pół roku, bo wcale nie byłem do niej przekonany. Myślę, że kierował mną wtedy Duch Święty, bo nie byłem na nią jeszcze gotowy. Po tym mistycznym doznaniu, którego nie potrafię opisać, a które wywróciło mój światopogląd o 180 stopni, ale w pozytywnym aspekcie – było to doświadczenie totalnego przebaczenia i uwolnienia od lęku, które spowodowało jakby zrzucenie wielkiego ciężaru z pleców. Trudno to nazwać. To doznanie jest we mnie do tej pory. Owszem, z czasem wspomnienie przybladło, ale przez wiele lat pamięć o nim pomagała mi w życiu. Potem przytrafił mi się rozwód i rozstanie z dziećmi, co przeżyłem bardzo mocno. Po raz kolejny poczułem, że ziemia mi się rozstępuje pod nogami. Modliłem się wówczas modlitwą „Boże, użycz mi pogody ducha, Abym godził się z tym, czego nie mogę zmienić,” to jest taka dość znana modlitwa. I ciekawa sprawa – gdzieś podświadomie liczyłem może na jakieś pocieszenie, czy odwrócenie problemu, a tymczasem usłyszałem w sobie bardzo wyraźne pytanie „Skąd wiesz, że to jest złe?” W ogóle nie prosiłem o to by ktoś powiedział czy to co mnie spotyka jest dobre czy złe, ale właśnie to pytanie usłyszałem.

Byłem na tyle otwarty, że otrząsnąłem się i powtórzyłem sobie „Skąd wiem że to jest złe?”. Później się okazało, że wszystko się dobrze ułożyło – dzieci wyjechały do Niemiec, gdzie miały o wiele większe możliwości rozwoju, z których skorzystały.

Któregoś wieczoru, nie miałem co robić, to myślę „Poczytam trochę, wezmę ołówek, wynotuję, to gruba książka, parę mądrości może znajdę”. Potem czytam zdanie z wprowadzenia, potem drugie trzecie i myślę „Kurczę! No przecież to jest to czego szukałem!” I bardzo szybko, w ciągu 15-20 minut podjąłem wtedy decyzję, że trzeba to przetłumaczyć. Od razu wiedziałem że muszę to przełożyć. I tak to się zaczęło. Codziennie tłumaczyłem po jednej stronie.

M: Masz jakiś swój ulubiony fragment tekstu?

CU: Myślę, że nie do pobicia jest Wprowadzenie. Podsumowuje wszystko co jest. Wiele innych pewnie by się znalazło, ale do tego wracam prawie codziennie – „Nic rzeczywistego nie może być zagrożone. Nie istnieje nic nierzeczywistego. Na tym polega pokój Boży”. To jest moje ulubione.

M: Jakbyś w prostych słowach zareklamował Kurs, człowiekowi, który o nim nie słyszał?

CU: Nigdy nie usiłowałem nakłonić nikogo by studiował Kurs.

M: Ale czasem ktoś się zapyta o czym to jest..

CU: Tak, zdarza się że ktoś czasem do mnie dzwoni i się pyta, ale to nie dzwonią ludzie przypadkowi. Zazwyczaj są to osoby, które interesują się duchowością i coś już na temat KC słyszały. Myślę, że nie ma co nastawiać się na docieranie do ludzi, bo najpierw sami musimy zaakceptować przesłanie dla siebie. I nauczanie powinno być nie werbalne, ale dając przykład. Ja sam wiem że mam wiele do nauczenia i z pokorą traktuje moją tutaj funkcję. Podoba mi się przykład Billa Thetforda, który w pewnym momencie się bardzo wycofał i po prostu zaczął chodzić na spotkania ludzi studiujących Kurs, siadał sobie w ostatnim rzędzie i słuchał tego co oni mówią, a oni nie mieli nawet pojęcia kim on jest. Uważam, że ta książka sobie doskonale sama radzi i trafia w powołane ręce, nawet jeśli początkowo wydają się niepowołane, a wokół Kursu tworzą się grupy z jakimiś guru, choć to podręcznik do samodzielnego studiowania. Niemniej zawsze jest to decyzja ludzi i oni sami są odpowiedzialni za to co studiują. Nic nie przychodzi do człowieka wbrew jego woli. Wszystko jest na nasze własne żądanie.

Kurs jest bardziej praktyczny od Biblii, choćby ze względu na ćwiczenia, które, notabene, do dziś stanowią dla mnie duże wyzwanie, ale myślę, że na tym to polega – tu nie chodzi o to aby perfekcyjnie zrobić każdą lekcję, tylko popatrzeć jak na test projekcyjny naszej relacji z Jezusem, ostatecznie mamy do czynienia z Mistrzem, którego słowa studiujemy od wielu lat i on nam mówi: „pomyśl o tym co godzinę”, a my zapominamy i nic nie robimy…

Możesz z łatwością wyrobić w sobie nawyk angażowania się w Boga i Jego stworzenia, jeśli aktywnie będziesz odmawiał swojemu umysłowi zgody na błądzenie. Problemem nie jest brak koncentracji, lecz przeświadczenie, że nikt, włącznie z tobą, nie jest wart konsekwentnego wysiłku.”

M: No właśnie, jak to jest? Czy tobie się udawało zrobić te Ćwiczenia jak trzeba? Pomyśleć co godzinę?

CU: Powiem to, że nigdy mi się nie udawało, ale im bardziej się staramy, tym lepsze uzyskamy efekty. O tym się przekonałem i ciągle się o tym przekonuję. Naszym problemem jest brak zdyscyplinowania. Nie chcemy się zdyscyplinować, bo uważamy, iż nie zasługujemy na miłość. Jezus prosząc nas abyśmy myśleli o lekcji co godzinę mówi jak by było najlepiej. Ale tu nie chodzi, aby wpaść w doła i powiedzieć, „oj.. nie udało mi się sprostać, nie jestem w stanie zrobić prostego ćwiczenia”. Tu chodzi o przebaczanie, to jest drugie dno robienia lekcji, patrzymy z Jezusem w prawdzie na naszą sytuacje, demaskujemy ego i dzięki temu jesteśmy w stanie coraz bardziej się odeń zdystansować. Zatem tu nie chodzi o perfekcyjne zrobienie jakieś lekcji, tylko przebaczanie i o to do kogo się zwracamy. (c.d.n)

„Kto podąża ze mną?”. To pytanie powinno być zadawane tysiąc razy dziennie, póki pewność nie położy kresu wątpliwościom i nie ustanowi pokoju. Dziś pozwól ustać wątpliwości. Bóg mówi dla ciebie, odpowiadając na twoje pytanie tymi słowy:

Podążam z Bogiem w doskonałej świętości.

Dlaczego przebaczenie jest tak ważne?

Poniżej bardzo istotny cytat z „Miłość nie zapomniała nikogo”.

„Dlatego tak ważne jest, abyś nie czekał z praktykowaniem przebaczania. Nie zwlekaj do przyszłego roku, czy do przyszłego wcielenia. Twoja przyszłość jest określana właśnie teraz, a jej kształt zależy od twojego wyboru, jak rozumieć to, co widzisz w świecie: czy wybierzesz interpretację Ducha Świętego, czy ego. Twoje następne śnione wcielenie, nie podlega linearnym prawom czasu. Z twojego obecnego punktu widzenia może wyglądać, iż nastąpi ono w przeszłości, na przykład 500 lat temu, albo tysiąc lat temu, albo w przyszłości na przykład za sto lat. To bez znaczenia. Charakter przyszłego wcielenia i to jakie lekcje przebaczenia będzie ono zawierać, będzie zależało od tego czy nauczysz przebaczać i wykorzystasz obecne lekcje przebaczania, które pojawiają się TERAZ. Dlatego niezmiernie istotne jest, byś wykorzystywał lekcje, które pojawiają się każdego dnia. Duch Święty chce byś się z nich uczył. Jeśli wykorzystasz te lekcje – a zrobisz to praktykując prawdziwe przebaczanie, które zajmuje się przyczyną, a nie skutkiem – wtedy nie będziesz powtarzał w kółko tych samych błędów. Ruszysz z miejsca i będziesz w stanie osiągnąć dodatkowy postęp, a może nawet ukończysz wszystkie swoje lekcje przebaczania i wrócisz do domu. Wszystko to jest możliwe, nawet w tym wcieleniu, a zależy to jedynie od tego jak bardzo zaangażowany będziesz i czy uda ci się przebaczyć wszystko co napotkasz.

   Jak naucza Kurs – „Egzaminy są tylko lekcjami, których nie udało ci się nauczyć, zaprezentowanymi ponownie po to, byś tam, gdzie przedtem dokonałeś mylnego wyboru, mógł teraz dokonać lepszego i w ten sposób ujść przed wszelkim bólem, jaki to, coś przedtem wybrał, przyniosło tobie”. T-31.VIII.3 x3 – i to stosuje się do tego i każdego innego wcielenia”

Zapraszamy na cotygodniowe koło dyskusyjne na zoomie :)

Co tydzień, we środę, o godzinie 19, spotykamy się używając programu ZOOM. Będziemy rozmawiać o Kursie, książkach Garego, naukach Kena Wapnicka, ale na poboczne tematy również.

Spotkania będą trwały ok. 60 minut.


Link do spotkania:
https://us04web.zoom.us/j/891560154?pwd=ZjlWbENVTVdFRFJBT0tHUUp6b3QyQT09

Meeting ID: 891 560 154
Password: nondualizm

Terminy spotkań sierpniowych: 12, 19, 26 sierpnia, o godz. 19

Zapraszamy!

Program zoom do ściągnięcia: https://zoom.us/

Film instruktażowy jak używać Zoom

Dlaczego świat jest tylko zasłoną dymną?

W Kursie Cudów i książkach Garego albo Kena czytamy, że świat powstał po to abyśmy mogli uciec od naszej olbrzymiej urojonej winy z powodu oddzielenia się od Boga. Wina ta była tak wielka, że pragnienie pozbycia się jej spowodowało mechanizm projekcji – Wielki Wybuch i powstanie wszechświata jaki znamy dziś. Wszechświat ma jeden cel – powodować abyśmy nigdy nie odkryli co jest źródłem, prawdziwym powodem dla którego w głębi duszy, świadomie bądź nieświadomie czujemy się w jakiejś formie winni, albo obwiniamy innych. Może to być smutek, niezadowolenie (projekcja winy na własne ciało) lub złość, nienawiść, gniew, rozdrażnienie (projekcja winy na inne ciała). I świat po to jest – aby połączyć naszą winę z jakąś zewnętrzną formą, tak abyśmy nigdy nie dotarli do istoty problemu, czyli urojonego odosobnienia od Źródła. Ile razy ktoś pomyślał, że oglądając to co leci w wiadomościach na TV, to nie obrazy które widzimy nas niepokoją tylko odosobnienie od Boga ? Ile razy ktoś pomyślał, że bojąc się o to co się stanie w przyszłości, prawdziwym powodem lęku jest odosobnienie od Boga? Ile razy ktoś pomyślał że wkurzając się na swojego szefa w pracy, prawdziwym powodem dla którego się wkurzamy jest to że odosobniliśmy się od Boga? Powiem Wam – nikt tak nie pomyślał ani razu! Bo świat jest „genialną” zasłoną dymną, która zawsze ale to zawsze tak przykryje prawdziwy problem, że będzie nam się wydawało że źródło problemu jest gdzie indziej. I zawsze próbujemy rozwiązać problem gdzie indziej niż on się znajduje. Dlatego po rozwiązaniu tego problemu, pojawia się następny i następny. I błądzimy tak ślepo niewiedząc dlaczego i jak się z tego wyrwać. Ktoś by spytał: Po co robić takie zasłony dymne? Co to daje? Daje to to, że gdy nie widzimy gdzie leży prawdziwy problem, nie jesteśmy w stanie go rozwiązać. Ego tak to ustawiło, że tworząc wszechświat, zapewniło sobie „świetny” mechanizm zapewnienia przetrwania. Ego zrobi wszystko aby nie spojrzeć na prawdziwy problem. W rozdziale 21 Kursu, znajdziemy o tym fajny fragment (oczywiście tłumaczenie Czarka Urbańskiego):

„Duch Święty nigdy nie będzie nauczał ciebie, że jesteś grzeszny. Błędy On naprawi, lecz to nikogo nie czyni wylęknionym. Zaprawdę, lękasz się spojrzeć wewnątrz i zobaczyć grzech, o którym myślisz, że tam jest. Tego przyznać się nie lękałbyś. Lęk wiążący się z grzechem wydaje się ego całkowicie właściwy, zatem uśmiecha się ono przyzwalająco. Nie lęka się pozwalać ci odczuwać zawstydzenie. Nie wątpi w twoje przeświadczenie i wiarę w grzech. Jego świątynie nie drżą z tego powodu. Twoja wiara, że wewnątrz jest grzech, jest jedynie świadectwem twego pragnienia, by tam był, abyś go widział. To tylko wydaje się być źródłem lęku.

Pamiętaj, że ego nie jest samo. Jego rządy są powściągane i swego nieznanego „wroga”, Którego nawet widzieć nie może, ono się lęka. Ego głośno mówi ci, byś nie patrzył w siebie, bo jeśli spojrzysz, twoje oczy ujrzą grzech i Bóg cię oślepi. O tym jesteś przeświadczony, więc nie patrzysz. Lecz to nie jest ukryty lęk ego ani twój, który mu służysz. Zaprawdę, zbyt głośno i zbyt często ego to głosi. Bo mimo tego ciągłego krzyku i gorączkowych zapewnień, ego nie jest pewne, że tak jest. Pod lękiem przed spojrzeniem w siebie ze względu na grzech, kryje się jeszcze inny lęk, i to taki, który sprawia, że ego drży.  

Co by było, gdybyś spojrzał w siebie i nie zobaczył grzechu? Tego „napawającego lękiem” pytania ego nigdy nie zadaje. 3A ty, zadając je teraz, zbyt poważnie zagrażasz całemu systemowi obronnemu ego, by kłopotało się udawaniem, że jest twoim przyjacielem

Więc wracając do tego co pisałem, dlaczego ego nie chce abyśmy ujrzeli prawdziwy powód naszych trosk? Bo jeśli byśmy mieli przed oczami prawdziwy problem (a nie problemy w wiadomościach, niepokój o przyszłość, wkurzający szef) to szybko udało by nam się uświadomić, że odosobnienie od Boga nie mogło nastąpić i grzechu nie ma – to pozwoliłoby nam szybko się obudzić. Dlatego ego zrobi wszystko abyśmy nie widzieli prawdziwego problemu.

Ale spokojnie, mamy Ducha Świętego, który uczy nas jak przebaczając te iluzoryczne problemy możemy odczynić naszą winę i stopniowo budzić się ze snu. Poniżej cytat z „Miłość nie zapomniała nikogo”, Garego:

„…prawdziwe przebaczanie pozwala Duchowi Świętemu uzdrowić to, co jest ukryte w głębokich zakamarkach twojego nieświadomego umysłu: wina z której nie zdajesz sobie sprawy, łącząca cię z pierwotną ideą bycia odosobnionym od Boga i to jest tak zwany grzech pierworodny, który jest prawdziwym źródłem twoich niepokojów. . Następnie połączyłeś powód swojego lęku z czymś będącym na zewnątrz ciebie – zrobiłeś to na zasadzie projekcji. Teraz myślisz, że jesteś niespokojny, ponieważ nie masz wystarczających pieniędzy na emeryturę, albo bo terroryści mogą wysadzić twój samolot. Nie pamiętasz, że to nie te obrazy naprawdę cię niepokoją, lecz ich źródło w umyśle. Rozwiązaniem jest przebaczenie iluzorycznej projekcji i na tym polega twoja niewielka część pracy, resztą, czyli uzdrowieniem zajmie się Duch Święty

Ale mi długi tekst wyszedł, to chyba rekord! ;P
Bóg Jest!

Lustro

Gdziekolwiek (Duch Święty) patrzy, widzi Siebie


Zwierciadła to bardzo symboliczny przedmiot. Mimo, że używamy ich często, rzadko kto zastanawia się nad ich niezwykłym celem. W
lustrze przeglądamy się by zobaczyć siebie. To coś, czego w niebie nie dalibyśmy rady osiągnąć, ponieważ w niebie my jesteśmy wszystkim co jest i nie ma „zewnętrznego lustra”, obok którego moglibyśmy stanąć i się przejrzeć. Oczywiście to co widzimy, to nie nasze prawdziwe ja, czyli umysł, tylko nasza iluzoryczna, cielesna powłoka. Będąc wszystkim co jest, patrzymy w lustro na małą cząstkę całości i myślimy „Oto ja”. Można powiedzieć, że lustra spełniają ważną rolę w planie ego, przeświadczając
nas za każdym razem, gdy w nie spojrzymy, że jesteśmy ciałem.
Ale istnieje jeszcze pewne „ukryte lustro”, które również odbija
nasz obraz, ale o istnieniu którego nie zdajemy sobie zazwyczaj sprawy.
Gdy spojrzymy na świat widzimy różne obrazy. Trochę dobrego, trochę złego, ale czasem nawet dużo złego… Zwłaszcza gdy włączymy wiadomości w TV szansa, że wiadomości będą złe dramatycznie wzrasta. Ego uwielbia złe wiadomości.
Kurs uczy nas, że świat tak naprawdę nie istnieje, a to co widzimy
jest projekcja naszej podświadomości.

Postrzeganie jest wytworem projekcji. Świat, jaki widzisz, jest tym, co ty mu dałeś, niczym więcej. Lecz choć nie jest niczym więcej, nie jest niczym mniej. Dlatego dla ciebie jest ważny. Jest świadkiem stanu twojego umysłu; zewnętrznym obrazem wewnętrznej kondycji


Zło, które naszym zdaniem czai się w nas, a które pojawiło się w chwili gdy, (jak wierzmy) odłączyliśmy się od Boga, to całe zło ciąży nam tak bardzo, że najpierw zagrzebaliśmy je głęboko w podświadomości, a potem postanowiliśmy je wyeksportować na zewnątrz… Stworzyliśmy zewnętrzny świat, pełen złych ludzi i teraz to oni są winni a nie my! Zatem patrząc na świat, tak naprawdę widzimy lustro ukazujące naszą własną podświadomość. Wszyscy źli ludzie, wszystkie straszne zbrodnie, które tak bardzo potępiamy są lustrzanym odbiciem tego co podświadomie myślimy o sobie.

Każde rozszczepienie umysłu musi wiązać się z odrzuceniem jego części i właśnie to jest przeświadczeniem o osobności.


Czytelniczko, unieś wzrok znad tych liter i rozejrzyj się wokół. To wszystko co widzisz, warunki w których się znajdujesz, to wszystko jest symbolem. Każdego dnia, od rana do nocy patrzymy w lustro naszej podświadomości. Gdy kogoś chwalimy, chwalimy siebie. Gdy osądzamy, potępiamy kogoś, automatycznie potępiamy siebie. Gdy przebaczamy, również przebaczamy tylko sobie.

To, czego projekcji dokonujesz – to wywłaszczasz i dlatego nie jesteś
przeświadczony, że jest twoje. Wykluczasz siebie właśnie poprzez ten osąd, że jesteś inny od tego, na kogo dokonujesz projekcji.


W ukrytym lustrze naszej podświadomości, dla niepoznaki zwanym
„światem zewnętrznym” wszystko (łącznie z naszym ciałem) jest odbiciem naszych myśli i przekonań. Gdy „atakujemy” świat zewnętrzny,
choćby za pomoc osądu, tak naprawdę atakujemy sami siebie .

Lecz projekcja zawsze zrani ciebie. Wzmacnia twoje przeświadczenie o rozszczepieniu twego własnego umysłu, a jej jedynym celem jest utrzymywać bieg odosabniania. Jest ona wyłącznie narzędziem ego, sprawiającym, że czujesz się innym od swoich braci i od nich odosobnionym. Ego uzasadnia to względami, pod którymi wydajesz się być od nich „lepszy”, ukrywając w ten sposób jeszcze bardziej twoją równość im.


Cóż więc robić? Ratunkiem dla nas jest… Prawda. Zamiast nurkować w iluzji, jak szczupak w jeziorze, czas może skupić się na Prawdzie i dostrzeżeniu tego jak sprawy się mają w rzeczywistości. Duch Święty ma dla nas pomoc:

(…) wszystko, co Duch Święty postrzega, jest zupełnie takie samo.
Gdziekolwiek (Duch Święty) patrzy, widzi Siebie, a ponieważ jest zjednoczony, zawsze ofiarowuje całe Królestwo.
(…)Duch Święty zaczyna od postrzegania ciebie jako doskonałego.
Znając, że ta doskonałość jest podzielana, rozpoznaje ją w innych, tym samym wzmacniając ją w nich i w tobie. Zamiast gniewu, budzi to miłość do nich i do ciebie, bo umacnia włączanie. (…) Postrzeganie siebie w ten sposób – to jedyny sposób, w jaki możesz odnaleźć szczęśliwość w tym świecie. Jest tak dlatego, że jest ono uznaniem, iż nie jesteś w tym świecie, bo ten świat jest nieszczęśliwy.
(…)Jak inaczej mógłbyś odnaleźć radość w miejscu, gdzie jej nie ma,
jeśli nie poprzez zdanie sobie sprawy, że ciebie tam nie ma? Nie możesz być tam, gdzie Bóg ciebie nie umieścił a Bóg stworzył ciebie jako część Siebie.


Jasne jest dla nas, że gdy patrzymy w lustro widzimy siebie. Musimy teraz zdać sobie sprawę, że gdy patrzymy w „ukryte lustro”, czyli ten świat
– również widzimy siebie. Nie ma nikogo innego i wszystko co sądzimy o innych, sądzimy (podświadomie) o sobie Wszystko co napotykamy, traktujmy z miłością i przebaczeniem(jeśli jest potrzeba wybaczania), bo wszystko w tym świecie jest albo miłością, albo wołaniem o miłość..
I tu,w codziennej praktyce pomocna być może Lekcja 127: Nie ma żadnej miłości prócz Bożej.


Miłość nie może osądzać. Jako że jest jedna, patrzy na wszystko jako
jedno. Jej znaczenie znajduje się w jedności. I musi ono umykać umysłowi, który myśli o niej jako o częściowej lub w częściach. Nie ma żadnej miłości prócz Bożej i cała miłość jest Jego.
Nie staraj się odnaleźć swojej Jaźni w świecie. Miłość nie jest odnajdywana w ciemności i śmierci. Lecz jest doskonale oczywista dla oczu, które widzą i uszu, które słyszą Głos miłości. Dziś praktykujemy czynienie twojego umysłu wolnym od wszystkich praw, których myślisz, że musisz przestrzegać; od wszystkich ograniczeń, pod którymi żyjesz i wszystkich zmian, o których myślisz, że są częścią ludzkiego przeznaczenia. Dziś wykonujemy największy, pojedynczy krok, jakiego wymaga ten kurs w twoim postępie ku postawionemu mu celowi.
Przywołaj swojego Ojca, pewny, że Jego Głos odpowie. On Sam to przyrzekł. I On Sam umieści w twoim umyśle iskrę prawdy, gdziekolwiek
wyzbywasz się fałszywego przeświadczenia, ciemnego złudzenia twojej własnej rzeczywistości i znaczenia miłości.
pomyśl o kimś, kto wędruje z tobą i kto przyszedł nauczyć się tego, czego ty musisz się nauczyć. I gdy on przychodzi ci na myśl, daj mu to
posłanie od twojej Jaźni:
Błogosławię cię, bracie, Miłością Bożą, którą chciałbym podzielać z tobą. Albowiem chciałbym nauczyć się radosnej lekcji, że nie ma
żadnej miłości prócz Bożej i twojej i mojej i każdego.